Rozmawiałam ostatnio z pewnym profesorem z Utrechtu. Profesor mówił o Polsce i jej losach na przestrzeni wieków. „Macie długie tradycje demokracji. Żadnej przeszłości kolonialnej. Dość centralne położenie -równina między wschodem i zachodem. Bez liku postaci wybitnych.” W sumie – dużo dobrego. Dodałabym do tej listy jeszcze naszą specjalizację do dokonywania rzeczy niezwykłych w czasach trudnych.
Czy nie tak było w Polsce po 13 grudnia 1981 roku, gdy i tak ciasna przestrzeń wolności nie poddawała się ( jak mogła) represjom? Pewnie dużo się zmieniło, jednak przeglądając informacje z wrocławskiej wystawy „Sztuka Stanu Wojennego” sprzed kilku lat można chyba powiedzieć , że artyści podtrzymali przez trudny czas niezależną republikę sumienia. Republikę bojkotującą wówczas instytucje państwowe.
Na obrazy Dwurnika wyjechały czołgi. Tadeusz Boruta rozebrał na swoim płótnie bohatera, ułożył go na gołej, zoranej, pokrytej śniegiem ziemi, tytułując jak stację Drogi Krzyżowej. W modlitwie? Czy może w rozpaczy? Artyści utrwalali na swoich obrazach spontanicznie tworzone kwiatowe krzyże z obecnego Placu Piłsudskiego. Jerzy Kalina tworzył dramatyczne instalacje komentujące współczesność. Kościoły stały się forum artystycznej ekspresji. Wiara – jedynym źródłem nadziei w czasach marnych.
W życiu mojej rodziny też dużo się zmieniło. Dość powiedzieć, że obraz Jurrego Zielińskiego, przedstawiający zasznurowane usta zdjęto z wystawy w prowadzonej przez moją mamę Galerii ZPAP. W wyniku tego mama była zmuszona do rezygnacji z pracy.* Dobrze, że w 2010 roku między innymi ten obraz znalazł się w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Kiedy wyglądam przez okno, patrzę na zaśnieżoną, błyszcząca neonami Warszawę, tak inną od tej usianej koksownikami, zaludnionej zomowcami, zastanawiam się, czy mimo wszystko czegoś zawsze nie marnotrawimy? Czy nie jesteśmy krajem, gdzie ciągle ideał musi sięgać bruku? Profesor z Utrechtu przyznał mi rację. A co Państwo o tym sądzicie?