Poliptyk wieniawski, czyli księga arcydzieł polskich

 

 

Poliptyk wieniawski to arcydzieło, które zmusi mnie do nadużywania trybu przypuszczającego.
A to dlatego, że o jego autorze nie wiemy wiele.

Od powstania poliptyku minęły ponad cztery stulecia. Zdolny artysta – snycerz i malarz ukończył go w 1544 roku. To nie jest czas odległy dla historyków sztuki. Wielu wcześniejszych artystów swoje dzieła sygnowało dumnym „fecit”, czyli „wykonał”.  Inaczej z autorem poliptyku. Przez lata widziano na nim monogram M.N. Ten jednak, jak się okazało umieszczony był na wierzchniej, późniejszej warstwie farby.
Kim był zatem prawdziwy autor z Wieniawy?

Czytaj dalej „Poliptyk wieniawski, czyli księga arcydzieł polskich”

Piosenka o obrazie – „Ambasadorowie” Hansa Holbeina

Jeden z ciekawszych obrazów Hansa Holbeina znajdujący się w zbiorach The National Gallery. Obraz nosi dumny tytuł „Ambasadorowie” i zawdzięcza swoją sławę nie tyle wizerunkom dwóch francuskich dyplomatów, ile trudnemu do rozpoznania, wydłużonemu przedmiotowi, który leży u ich stóp. Tym intrygującym przedmiotem jest trupia czaszka, którą Holbein ukazał w odmiennej niż reszta obrazu perspektywie – by ją rozpoznać, widz musi zmienić punkt widzenia, przesuwając się w bok, o dwa metry w prawo od krawędzi obrazu.

Czytaj dalej „Piosenka o obrazie – „Ambasadorowie” Hansa Holbeina”

Z Krakowa do Warszawy

18 marca 1596 roku

Data jakich wiele. Wydarzenie epokowe.

Król Zygmunt III Waza przenosi stolicę z Krakowa do Warszawy.

Pół wieku później jego syn, Władysław IV Waza wystawi poza murami miasta, na skarpie mazowieckiej pomnik. Ufundował ojcu granitową kolumnę, a na jej zwieńczeniu postawił króla z pokrytego złotym płatkiem brązu.

Czy przypadkiem król  spogląda z niej w stronę południa?

Czytaj dalej „Z Krakowa do Warszawy”

Co zobaczyłam w Gandawie czyli na palcach i szeptem przy van Eycku

Jest poniedziałek, drugi tydzień intensywnej pracy rozmieniony już na pięć drobnych dni 🙂 Jestem w Brukseli. Otacza mnie stan, który nazwać można partyzancką wiosną. Podmuchy wiatru cieplejsze, płaszcz frywolnie rozwiany, oko wyostrza się na krokusy na skwerach.

Czytaj dalej „Co zobaczyłam w Gandawie czyli na palcach i szeptem przy van Eycku”

Walka postu z karnawałem

Jestem w mieście Brueghla.

W niedzielę byłam w Notre Dame de la Chapelle. To kościół położony na wzniesieniu. Z jednej strony- plac Grand Sablon. Mekka antykwariuszy w ciemnych welurach. Podłogi wykładane taliowanym marmurem, pokrywane stuletnimi dywanami z jedwabnej nici, wnętrza pełne błyszczących luster i kandelabrów. Ślad świetności dawnego imperium kolonialnego. W ekspozycji wyściełane purpurowym aksamitem fotele. Ludwik XIII. Ludwik XIV. U sąsiada Ludwik XV. Poniżej placu można dojść do wylotu maleńkiej uliczki de Blaes, by wstąpić na chwilę do innej rzeczywistości, do  niepodległego  królestwa nikomu niepotrzebnych rzeczy i mirabiliów nurzanych w tym morzu wszelkich potrzeb.

Czytaj dalej „Walka postu z karnawałem”

Powrót do kina

 Zobaczyłam po raz drugi „Powrót” Andrieja Zwiagnicewa. To film , który poruszył europejskim światem kina. Może go nie zrewolucjonizował, ale przywrócił mu niezwykłą aurę, dzięki której obraz jest nośnikiem bardzo wielowymiarowych treści.

To historia powrotu ojca do domu, po długiej nieobecności. Nie wiadomo gdzie był. Nie wiadomo dlaczego wraca. Jego synowie- mali chłopcy nie zadają pytań, ale bacznie obserwują. Spotkanie z ojcem jest momentem zmężnienia. Wspólny wyjazd na tajemniczą wyspę ma być okazją wymazania długiego czasu, który wypełniała pustka i nieobecność. Czas na zbudowanie ojcowskich relacji, czas dojrzewania właściwie wszystkich trzech bohaterów (w świetnej triadzie aktorskiej złożonej z Konstantina Ławronienko w roli ojca  i chłopców: Vladimira Garina i Ivana Dobronravova). To historia opowiedziana jak w greckiej tragedii – intensywnie i bez szczędzenia emocji, w jedności miejsca i czasu. Czytaj dalej „Powrót do kina”

Poeta w muzem czyli wiersz z obrazem w tle

Czy przyznajecie się Państwo czasami do swojego zakłopotania wobec dzieła sztuki? Bo cóż począć z arcydziełem otoczonym kordonem turystów? Dziełem, które spogląda na nas zewsząd, w setkach reprodukcji.  Z postacią o rysach tak znanych jak u bliskiej osoby.

La Gioconda. Tajemnicza dama na topolowym drewnie.  Arcydzieło bezkonkurencyjne. Powściągliwa  Lisa Gherardini o enigmatycznym uśmiechu i  twarzy spękanej siatką krakelury. Alter ego Leonarda.

Czytaj dalej „Poeta w muzem czyli wiersz z obrazem w tle”

Miłosz na czas rozliczeń

Oto – wstąpiliśmy w Rok Miłosza. Jak pokazują ostatnie czasy, chyba w każdej biografii znaleźć można rysy. Do litanii nazwisk artystów o losach dwuznacznych dodam dziś jeszcze Wita Stwosza (a właściwie, poprawnie Wita Stosza *). Jego ręce nie były tak czyste i niewinne jak dłonie Marii z ołtarza Mariackiego. Te same utalentowane dłonie doskonale kierujące dłutem posłużyły też do mniej doskonałego sfałszowania podpisu i pieczęci. To przestępstwo w konsekwencji zmusiło Stwosza do ucieczki z Norymbergii. I dobrze-, bo dzięki temu – przybył do Krakowa.

Mam nadzieję, że Rok Miłosza pomieści więcej poezji niż rozliczeń. Chyba, ze rozliczać się będziemy   p o p r z e z   Miłosza z własnym myśleniem. Próba to ciężka. Pamiętacie Państwo wiersze: Biedny Chrześcijanin patrzy na getto, Campo di Fiori…

Czytaj dalej „Miłosz na czas rozliczeń”