Obrazy nie milczą – to tytuł wystawy, jaki nadaliśmy prezentacji malarstwa Antoniego Fałata z ostatnich lat. Taki tytuł znosi obowiązek poddania obrazów interpretacjom pośredników. Znosi też ryzyko interpretacji narzuconej. Kurator może milczeć. Marszand może milczeć. Milczeć może w końcu także sam malarz.
Obrazy mówią – to pewna oczywistość, przyjęta często w potocznym mówieniu o sztuce. Sztuka mówi sama. Co to jednak oznacza de facto? Bez podpowiedzi odbiorca otrzymuje samodzielność – w odczytaniu znaków, w odszyfrowaniu malarskiego idiomu. Poddany jest ćwiczeniu z patrzenia. Ale bywa także skazany na własne onieśmielenie wobec dzieła, bo świat, który każe nam ciągle „patrzeć” jednocześnie oducza nas „widzieć”. Patrzymy dużo, ale widzimy chyba coraz mniej.
A przecież właśnie obrazy były w przeszłości uniwersalnym językiem do komunikacji. Łaciną i esperanto. Translatorem treści – religijnych, ideologicznych. Przystępnym kodem. Bo obrazy zaprzęgnięte były do tłumaczenia świata.

Czy tak dzieje się także w XXI wieku, gdy widz zanurzony w oceanie obrazów? Poinformowany skrzętnie o prawie wszystkich wojnach i konfliktach tego świata. Jest świadkiem losów samolotów spadających do morza i zestrzeliwanych. Zna peruwiańskie wioski porywane przez lawiny błotne i twarz najstarszej mieszkanki świata z Japonii. Zobaczył śnieg w Maroko i lodowce topniejące na biegunie.
Świat jest małą wyspą na oceanie informacji. Przyczółkiem nad brzegiem morza, którego fale nigdy nie cichną.
Trwa całodobowe tsunami, niepozwalające okrzepnąć myślom, bo oto idzie następna fala. Nie kończy się bowiem sztorm w naszym świecie. Nie kończy szturm na nasze jego postrzeganie. A przecież niekiedy potrzebujemy ciszy.
Przez kilka dni myślałam o tym, żeby powstał ten tekst. Temat był na liście zadań, wyznaczony sobie samodzielnie i poddany osobistemu audytowi. Czułam, że potrzebuję podróży samolotem. Potrzebowałam informacyjnej ciszy. Chwili bez mediów. Bez świata. Bez wifi, bez skype`a. Bez informacyjnej pogoni.
Taki sposób spojrzenia na twórczość Antoniego Fałata wymógł na mnie także charakter tego malarstwa- posiłkującego się chwilą, ale paradoksalnie stojącego w opozycji do tymczasowości i natychmiastowości.
Czytałam wspaniałe i mądre teksty o twórczości Antoniego Fałata. Opisywały dramatyzm kreski. Plakatowość plamy. Mówiły o mitach i archetypach. Jedno z tych interpretacji wydaje mi się szczególnie znaczące: opowieść o dwóch siłach, Freudowskim Erosie i Tanatosie. Mocach sprawczych trwania i znikania. Eros – witalna siła, dająca moc życia. Tanatos – to siła destrukcji. Pomiędzy nimi trwa walka, cicha, hybrydowa wojna. Bo to nie jest zawieszenie broni; uderzenie może nastąpić znienacka. Przeciągają linę w walce o duszę. W walce o czas, który mija i wobec którego można zastosować hedonistyczny apetyt lub destrukcyjne zaniechanie. Gdzieś pomiędzy tymi sprawczymi siłami jest twórczość Fałata. Odrębna. Niezależna od „mainstreamu”. Niekiedy nawet pod prąd.
To twórczość, która w moim odczuciu w pełni rozkwita w ciszy. W tym charakterystycznym dla Fałata zatrzymaniu narracji.
Nieruchome upozowane kadry trwają. Nie ma w nich „przed”, nie ma w nich „po”. Jest wieczne „teraz”.

Wydaje mi się, że to ten wspólny element twórczości Antoniego Fałata na przestrzeni lat. Obrazy stają się jak pamiętnikarski zapis. To wspomnienia konkretu; nawet datowane są bardzo precyzyjnie – artysta podpisuje je podając dzień ukończenia. Chronologia jest zatem uporządkowana. Czas jest ujarzmiony w obrazie.

A na obrazach jawią się konkretne postaci. Fałat, jak archiwista, niekiedy ocala istnienia od zapomnienia. Jak w „Locie do Malezji”, w którym przy Witkacowskiej nucie dramatyzmu ujawnia się melanż strachu z fascynują odchodzeniem. Postaci w wodzie unoszą się w nurtach zimnego morza. Niekiedy na płótnach są zatrzymane chwile – jak w scenie z kelnerem z Hurghady. I jeszcze odrębny wątek – kobiety na obrazach Fałata. Egerie, tajemnicze femmes fatales, Penelopy… Wyłaniają się z ciemnego tła, z terytorium nocy. Niekiedy prowokujące. Niekiedy niewinne. Zatrzymane w geście, oddane w śmiałym malarskim dukcie.
A obrazy nie milczą. W przeciwieństwie do codziennego zalewu informacji, te zrodzone z autorskiej refleksji obrazy dają szansę także na dalszą refleksję – widza. Tworzą cudowny splot: nie zagłuszając artysty, oddają autonomię odbiorcy. Pozwalają zanurzyć się pod warstwę wypracowanej i świadomej formy – tam gdzie jest miejsce na treść. A forma i treść to elementy równoważne.
Dają szansę na rozmowę z Mistrzem. Z artystą pełnym wrażliwości i empatii, w których snuje swoją opowieść bez słów.

Profesor Antoni Fałat
Obrazy nie milczą – wystawa malarstwa
Galeria Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej
Rynek Starego Miasta 19/21/21a, Warszawa
do 10 marca 2015
Justyna Napiórkowska
historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka „O sztuce”, Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury.
Mecenasem portalu artissimo.pl jest Galeria Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej www.napiorkowska.pl
