Ulica Świętokrzyska, celebrytka wśród warszawskich ulic. Od kilku dni jej nazwę wymieniają wszyscy, od Wybrzeża po Giewont. Cicha bohaterka podziemnej rewolucji, prowokatorka przewidywanych utrudnień, źródło korków i udręki. Arteria przygotowana na krecią robotę potężnych wierteł, które w spóźnionym o 100 lat zrywie przeszyją Warszawę z zachodu na wschód podziemnym tunelem.
Świętokrzyska, moja warszawska ulica, moje miejsce pracy. Tu toczy się moje miejskie życie. Tu przychodziłam jako licealistka, tu patrzyłam jak wyrastają wieżowce, jak Warszawę powoli koronuje właśnie tu siatka drapaczy chmur. Teraz przez najbliższe dwa lata będę spoglądać na budowę metra, a ulica będzie przez pewien czas spacerowa. Przy skrzyżowaniu z Marszałkowską można kupić w sezonie kwiaty i owoce, są miejsca z dobrą kawą, gdzie znad gazety można spoglądać na attyki Pałacu Kultury, w poszukiwaniu własnych myśli, w poszukiwaniu inspiracji. To od tej strony pałac flankuje pas zieleni- wybawienie i oaza dla ludzi z wieżowców!
Ulica dziwna. Potężna arteria, szeroka jak Champs-Élysées. Łączy wschód z zachodem, ukoronowana najbardziej filmowym mostem stolicy. Przecina historię – na skrzyżowaniu z Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Pamięta czasy świetności, gdy przy niej stanął Prudential, drugi drapacz chmur Europy! Dzisiaj, gdy trwa remont hotelu Warszawa, Prudential przypomina pustymi wnękami okiennymi swój widok powojenny, gdy jak kikut sterczał z poranionej ziemi.
Świętokrzyska przed wojną była wąską uliczką pełną antykwariatów, galerii i składów meblowych. Widać to na kartce pocztowej, na której wysadzana szpalerami drzew Marszałkowska spotyka się ze skromną, acz wdzięczną kuzynką, Świętokrzyską. Na tyłach ulicy-plac Grzybowski, niegdyś tętniące życiem centrum dzielnicy żydowskiej, z synagogą Nożyków z jednej i kościołem Wszystkich Świętych z drugiej strony. Dziś- choć w centrum miasta – to miejsce jest na uboczu, odgrodzone linią zabudowań Świętokrzyskiej. Jeszcze niedawno w słynnych sklepach „żelaznych” można było tu kupić wszystko, czego nawet nie potrafi się nazwać- obok śrub, śrubeczek, zatrzasków, klamek, lin, żeliwnych drzwiczek! Po murach getta pozostał ślad przy Świętokrzyskiej- miedziane inkrustacje w chodnikach tuż przy Marszałkowskiej.
W kościele przy Placu Grzybowskim zobaczcie obrazy Michała Willmana, śląskiego Rubensa, dziś okopcone sadzą ze świec, ciemne, niedoświetlone, ale wciąż świadkujące kunsztowi artysty. To kościół z wieloma świętymi od spraw beznadziejnych – klęczniki jego ołtarzy są wyłożone grawerowanymi płytkami dziękczynnymi w sprawach najróżniejszych- od zdanego egzaminu po przeżytą wojnę! To w piwnicach tego kościoła, na terenie getta znajdowała się kryjówka ludności żydowskiej. To o tramwajowym przystanku przy Świętokrzyskiej opowiadała babcia pewnej młodej artystce. Mówiła, że tuż po wojnie motorniczy wykrzykiwał głośno nazwy skrzyżowań, trudne do rozpoznania wśród gór gruzów. Tu Warszawiacy szukali swoich miejsc, swoich domów, znajomych adresów.
Potem zmieniło się wszystko, w miejscu gęstej siatki ulic powstał plac, a na nim wyrósł Pałac Kultury. Został jedynie ślad w nazwach ulic- jeśli wybieracie się na Chmielną albo Złotą lepiej dobrze sprawdzić numer, spójrzcie na mapę, kolejne, sąsiadujące numery dzielić może Pałac Kultury!
Budowa metra ruszyła, a ulica Świętokrzyska stała się dla mnie- jak dla tysięcznych polskich mediów tematem! Cieszę się, że będzie piękniała, doskonaliła się, rozwijała, choć wciąż tęsknię za nią w starej wersji!
Albo za Warszawą z piosenki TLove! Gdy patrzę w twe oczy zmęczone jak moje To kocham to miasto zmęczone jak ja Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje Gdzie wiosna spaliną oddycha!
Szanowni Państwo, zapraszam na Świętokrzyską!
Justyna Napiórkowska
zdjęcie : www.starawarszawa.pl