Walka postu z karnawałem

images/stories/brueghel-elder-carnival_and_lent_vienna_1559.jpg

Jestem w mieście Brueghla.

W niedzielę byłam w Notre Dame de la Chapelle. To kościół położony na wzniesieniu. Z jednej strony- plac Grand Sablon. Mekka antykwariuszy w ciemnych welurach. Podłogi wykładane taliowanym marmurem, pokrywane stuletnimi dywanami z jedwabnej nici, wnętrza pełne błyszczących luster i kandelabrów. Ślad świetności dawnego imperium kolonialnego. W ekspozycji wyściełane purpurowym aksamitem fotele. Ludwik XIII. Ludwik XIV. U sąsiada Ludwik XV. Poniżej placu można dojść do wylotu maleńkiej uliczki de Blaes, by wstąpić na chwilę do innej rzeczywistości, do  niepodległego  królestwa nikomu niepotrzebnych rzeczy i mirabiliów nurzanych w tym morzu wszelkich potrzeb.

Ta dzielnica to jedno z niewielu miejsc na świecie gdzie można kupić dziewiętnastowieczne prawidła do butów i model samolotu ze skrzydłami z bladego pergaminu sprzed stu lat.  To pozbawione konstytucji i praw królestwo designerów nadających starym przedmiotom nowe życie. Skórzana,szyta grubą nicią piłka włożona w metalowe dyby w cudowny sposób została przerobiona na krzesło…W jednym ze sklepików można zakupić ławki jak z „Umarłej klasy” Kantora.

Wyobrażacie sobie z jaką satysfakcją znalazłam tu u jednego ze sprzedawców popiersie z terakoty przedstawiające głowę dziewczyny o rysach jak u Madonny z Krużlowej?

W  bocznej kaplicy kościoła -pod podłogą- pochowane szczątki Piotra Brueghla Starszego i jego żony. Na ścianie skromne epitafium, bez emfazy. „Nie musieliśmy spoglądać na wschód ani na południe, bo on sprawił, że cały świat odnalazł geniusza u nas”.

Pewnie dzisiejsza rue de Blaes i plac Jeu de Balle byłyby dla Brueghla świetną inspiracją. Osiemdziesięcioletni akordeonista z pobliskiej kawiarni. Marokańscy sprzedawcy z okolicznych ulic. Rumiani antykwariusze. Przysadziści piekarze. Filigranowe barmanki o wyglądzie Edith Piaf. Brueghel, pierwszy autor komiksów, XVI wieczny nieutrudzony malarski gawędziarz pewnie spacerował tędy, zaułkami w okolicy rue Haute, na pobliskie targi, wyostrzając uwagę na głośne kłótnie przekupek i  śmiałe gesty handlarzy.

images/stories/brughel.jpg

Na obrazie Brueghla, tym w Kunsthistoriches Museum w Wiedniu, narracja nie daje oglądającemu wytchnienia. Horror vacui, całe płótno wypełniają miniaturowe postaci w ciągłym ruchu, w nieustającej pogoni za karnawałem.

Do walki stają dwa szwadrony. Z jednej strony ludzie wiecznego karnawału, z krępym jeźdźcą na  beczce, przaśnym, walecznym, uzbrojonym w kij od rusztu. Z drugiej- wychudzony asceta z zapadniętymi policzkami,na zbitej z desek marnej sedii gestatorii, prowadzony przez tłum równie umartwionych. Ten będzie walczył drewnianą łopatą do pieca, z błyszczącymi ewangelicznymi rybami na konsze.

images/stories/brueghel-2.jpg

A gdzie jest malarz? Raczej gdzieś z boku, poza dwoma grupami z obrazu.

„Walka postu z karnawałem”. Definicja harmonijnego życia według Brueghla. Chyba wiedział czym ono jest. W końcu zasłużył nim na spoczynek pod kościelną posadzką i epitafium wdzięcznych potomków w bocznej kaplicy.

Justyna Napiórkowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *